Autor |
Wiadomość |
Gość |
Wysłany: Pią 22:36, 10 Maj 2013 Temat postu: |
|
Kryska i Jewcia - Pijaczki z PSD w Koszalinie |
|
|
feder |
Wysłany: Nie 9:50, 23 Wrz 2012 Temat postu: Alkohol: hamuje skrupuły, a nie świadomość |
|
Alkohol: hamuje skrupuły, a nie świadomość
Amerykański zespół badawczy wykazał ostatnio eksperymentalnie pewien niuans w działaniu alkoholu na nasz mózg: jeśli więc wpływa on na nasze zachowanie, to nie zmniejsza on naszej świadomości tego, że źle robimy, ale raczej na niepokój albo na uczucie zażenowania, jakie to nam sprawia.
Co się dzieje w naszej głowie, kiedy działanie alkoholu daje się odczuć?
Aby się tego dowiedzieć, profesor Bruce Bartholow oraz jego zespół psychologów z Uniwersytetu w Missouri, poddali pewnemu testowi osoby w wieku od 21 lat do 35 lat, które zostały poproszone o wykonanie pewnych precyzyjnych zadań na komputerze.
Jedna trzecia tych osób wcześniej wypiła alkohol, druga jedna trzecia zażyła placebo, a ostania nic nie piła. Badacze więc zmierzyli aktywność mózgową tych "świnek morskich", ale również ocenili ich zmianę nastroju, precyzję ich pracy oraz precepcję, jaką oni sami mieli, swojej własnej precyzji.
Dlatego też, naukowcy stwierdzili dzięki temu badaniu, że jeśli nawet osoby, które skonsumowały alkohol, wykazały tę samą średnią zdolność co pozostali do wykrywania, w czasie rzeczywistym, swoich własnych błędów (w tym przypadku), to natomiast sygnał alarmowy wysyłany przez ich mózg był o wiele mniejszy.
Poza tym, w przeciwieństwie do osób na czczo, nie mieli oni odruchu redukowania instynktownie prędkości wykonywania zadania, w następstwie błędu, aby ponownie skoncentrować się na swojej misji.
Kiedy popełniamy błędy, aktywność części naszego mózgu, zajmujących się kontrolą naszego zachowania, zwiększa się. Wysyła to sygnał alarmowy do innych części mózgu, wskazując, że coś nie działa.
Nasze badanie pokazuje, że alkohol nie redukuje naszej świadomości naszych błędów: redukuje on bowiem intensywność, z którą niepokoimy się robiąc te błędy, podsumowuje profesor Bartholow.
http://www.biomedical.pl/aktualnosci/alkohol-hamuje-skrupuly-a-nie-swiadomosc-3217.html |
|
|
Krystyna |
Wysłany: Nie 21:55, 19 Sie 2012 Temat postu: |
|
Miałam wyznaczona wizytę do doktor Danuty Cybulskiej na określoną godzinę w poliklinice. Przyszłam trochę wcześniej niz miałam przyjśc,doktórka od 2 godzin miała przyjmować, ale nikogo nie było tylko jakaś koleżanka , z która plotkowałą o kwiatkach. Mnie nie chciała przyjąć bo ona teraz jest bardzo zajęta, a po chwili wezwała i brutalnie szarpiąc za rękę zmierzyła mi cisnienie, a potem oddech i kazała przyjśc za pół roku nie mówicąc jaki jest stan mojego zdrowia. byłam zbulwersowana jej arogancja |
|
|
dana |
Wysłany: Pon 10:30, 11 Cze 2012 Temat postu: |
|
Moja rada dla wszystkich . Jeśli się zdenerwujesz , usiądź , weź głęboki oddech , zamknij oczy , zakryj rękami twarz , zatrzymaj oddech licząc do 10-ciu , odkryj twarz , otwórz oczy i bardzo pomału wypuszczaj powietrze . Nie masz pojęcia jak bardzo Cię to uspokoi . Tylko nie pomyl kolejności . |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:50, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Ścięcie śmierci, czyli pożegnanie karnawału
Kiedy wielkimi krokami zbliżała się Środa Popielcowa przebierano się za księdza, który wygłaszał żartobliwe kazanie, żegnając przy tym tygodniowy okres rozpusty.
W tym czasie organizowano również symboliczny proces nad śmiercią. Korowody karnawałowych przebierańców kończyły przed trybunałem. W jego skład wchodził Burmistrz, Wójt i ławnicy, a ich rola była niebagatelna.
Pod sąd powoływano bowiem śmierć, która po procesie została skazywana na ścięcie mieczem. Przed straceniem uwalniała jeszcze schowanego za szatą czarnego kota, jako symbol jej złej duszy. Po wywiezieniu "martwego" skazańca poza miasto, zabawy trwały jeszcze do północy, kończąc się ostatniego dnia karnawału.
Taką drogą doszliśmy do kresu tłustego tygodnia, którego skromnym przypomnieniem jest nasz tłusty czwartek.
A może warto byłoby dla odmiany zamiast pączka zjeść gęś w śmietanie z suszonymi grzybami?
Autor: Marcin Łukasz Makowski Źródła: Onet |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:48, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Kuligi i korowody
Każdy, kto czytał lub oglądał "Potop", z pewnością pamięta scenę w której Kmicic i Oleńka na saniach obleczonych w niedźwiedzią skórę jadą na czele kuligu przez ośnieżony las.
Jeśli tylko pogoda dopisała, wśród niższej szlachty to kuligi właśnie stanowiły najczęstszą karnawałową rozrywkę. Zabawa rozpoczynała się kiedy dwóch lub trzech sąsiadów zebrało się wraz z żonami, starszymi dziećmi i służbą
"...wpakowawszy się na sanki albo gdy sanny nie było, na kolaski, karety, wózki, na konie wierszchowe".
Tak przygotowani jechali nieproszeni do pobliskich domostw a tam zaskoczywszy właścicieli
"...rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez wszelkiej ceremonii, póty u nich deboszując, póki do szczętu nie wypróżnili im piwnicy, spiżarni i szpichlerza".
Gdy nie pozostało już nic do zjedzenia i wypicia brano owych "pechowców" ze sobą szukając kolejnych domostw, dopóty nie zrobiwszy koła nie trafiono pod strzechy tych, którzy rozpoczęli karnawałowe obżarstwo.
Czasami bywało i tak, że atmosferę powszechnej wesołości zakłócały incydenty. W opisie obyczajów za panowania Augusta II czytamy, że najsławniejsze co do rozmachu kuligi nieraz oblewały się krwią, zdarzały się ofiary w ludziach. Jeżeli ktoś obcy przez przypadek wmieszał się do zabawy,
"...a nie podobała się mu, albo nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu, tego zbili jak leśne jabłko, suknie w płatki na nim podrapali i wypędzili, jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii."
Oczywiście nie były to jedyne zabawy związane z okresem mięsopustu. W trzy ostatnie dni karnawału mężczyźni i kobiety mieli w zwyczaju przebierać się za Żydów, Cyganów, chłopów czy żebraków.
Tak wystrojone korowody przechodziły śpiewając i tańcząc przez miasta i wioski. A tańczono rozmaicie, np. "na wysoki len i konopie" czy "owies pszenicę i ziemniaki.
" Mówiono, że jak kobieta wysoko skoczy, tak wysoki urośnie len i konopie. W ostatni dzień karnawału odbywało się natomiast "wkupne od bab", czyli uroczyste wprowadzenie nowo zaślubionych panien do grona mężatek. Natomiast panny, mogły wtedy uczestniczyć w "podkoziołku" - w karczmie ustawiono figurę koziołka, przy którym można było złożyć "daninę pieniężną", co miało zapewnić szybkie zamążpójście. |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:46, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Polak przy karnawałowym stole
Tak czy inaczej, to nie słodkości wiodły prym w ówczesnym menu.
Przebywający w Rzeczpospolitej w 1777 roku Francuz komentując nadwiślańskie obyczaje kulinarno-karnawałowe twierdził, że Polak popisując się swoim bogactwem
"...więcej dba o wystawność stołu niż o wytrawny smak potraw, jest raczej żarłokiem niż smakoszem".
Obserwując szlacheckie zabawy również dyplomata wenecki nie mógł się powstrzymać od kąśliwej uwagi:
"W Polsce nie tylko w piciu zbytek wziął górę nad umiarkowaniem i potrzebą przyrodzoną, w jedzeniu równie są niewstrzemięźliwi, skąd pochodzi, że przesiadują u stołu siedem lub osiem godzin".
Mając na uwadze długość uczt karnawałowych nie dziwi różnorodność i obfitość dań. Serwowano m.in.: rosół, barszcz, bigos z kapustą, słoninę, gęś gotowaną ze śmietaną i suszonymi grzybami, cielęcinę, baraninę z czosnkiem czy nogi wołowe na zimno z galaretą.
Oprócz tej przytłaczającej przewagi mięsa, XVIII-wieczne potrawy karnawałowe miały jeszcze jedną różnicę w stosunku do obecnych – chodzi mianowicie o ogromną ilość dodawanych do wszystkiego przypraw. Lista którą wymienia jeden z kronikarzy jest długa; są w niej migdały, rodzynki, goździki, gałka muszkatołowa, imbir, pieprz, szafran, pistacje, pinele, miód i cukier. Co ciekawe, do przypraw zaliczył on również kartofle, ryż i cytrynę.
Jedynie na Rusi do mięsopustnych potraw dołączano okazjonalnie warzywa ogrodowe takie jak: marchew, pasternak, rzepę, buraki czy słodką kapustę.
Słynne polskie powiedzenie "postaw się, a zastaw się" nabierało w okresie mięsopustu realnego znaczenia. Wystarczy nadmienić, że do rzadkości nie należały przypadki w których:
"Między półmiski (...) stawiano dwie albo trzy misy ogromne, na kształt piramidów z rozmaitego pieczystego złożonych, które hajducy we dwóch nosili, boby jeden nie uniósł."
Kiedy panowie najedli się już i popili, przychodził czas na zabawy, które również nie grzeszyły subtelnością. |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:43, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Można jednak słusznie zapytać, gdzie w tym mięsnym obżarstwie było miejsce na obecny symbol tłustego czwartku?
"Stało się to w dużej mierze dzięki polskim cukiernikom, którzy już od XVII wieku słynęli ze wspaniałych wypieków. W Warszawie w tamtym czasie pączki były powszechnie dostępne. Była to właściwie specjalność kuchni polskiej" – komentuje Anita Broda z warszawskiego Muzeum Etnograficznego. Pierwsze pączki różniły się jednak od dzisiejszych. Pieczono je z chlebowego ciasta, nadziewanego słoniną i smażonego na smalcu.
Wraz z bogaceniem się niektórych magnatów na ich dworach zagościli wykwintni francuscy kucharze. To wtedy miała miejsce swoista pączkowa rewolucja a łakoć nabrał obecnego kształtu. Jak podaje w swojej relacji ks. Jędrzej Kitowicz: "Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby go był podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga i pęcznieje jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska."
Jednak nie samym pączkiem szlachcic żyje.
Jako urozmaicające ucztę przysmaki serwowano również popularne w Małopolsce faworki czy smażone na tłuszczu placki drożdżowe z pszennej mąki zwane wśród Mazowszan "pampuchami".
Na wschodzie prym wiodły słodkie racuchy i bliny, na Podlasiu natomiast połączono oba zwyczaje wypiekając "bałabuchy", czyli pszenne bułeczki oblewane roztopioną słoniną ze skwarkami. W bogatszych stronach goście mogli się raczyć takimi przysmakami jak: "...gruszki w cukrze smażone, migdały cukrem białym oblewane i karulek takimże sposobem".
Oprócz tego serwowano "...lody cukrowe, to jest masy cukrowe z śmietany, malmów albo innych soków zimnem stężonych w figury rozmaite: melonów, harbuzów etc. kunsztem cukiernickim utworzone, i galarety z rosołu mięsnego i cukru składane, biszkopty, makaroniki, pierniczki i frukta świeże ogrodowe".
Jak widać i na tym polu ustąpiliśmy rozmachem XVIII-wiecznym rodakom. |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:41, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Jak się szlachta w tłusty tydzień bawiła
Trochę więcej o naturze ówczesnego świętowania może nam powiedzieć już sama geneza słowa "karnawał". Pochodzi ono bowiem od łacińskiego zwrotu "carnem levare", czyli pożegnanie mięsa. Nie jest tajemnicą, że to właśnie mięsiwa w każdej postaci królowały na chłopskich i szlacheckich stołach w ostatni tydzień przed Wielkim Postem potocznie nazywanym "mięsopustem" albo "diabelskimi dniami".
Bogate w zwierzynę lasy i rozwinięta hodowla bydła sprawiały, że początkowo zamiast pączkami przez siedem dni objadano się m.in. flakami, kiełbasą i słoniną. Wszystko to oczywiście zapijano suto piwem, winem i wódką podawaną często z jednego kielicha, który brudny wędrował po sali.
Jeśli gospodarz lubił wypić, nie było takiej mocy aby uchylić się od coraz bardziej wymyślnych toastów. Bywało i tak, że pilnując aby nikt się od "picia zdrowia" nie wymigał, szlachcic wysyłał służącego pod stół, aby dolewał wina tym, którzy je ukradkiem wylewają.
Do rzadkości nie należały również przypadki, w których jednemu z biesiadników "...nagle gardło puściło i postrzelił jak z sikawki naprzeciw siebie znajdującą się osobę, czasem damę po twarzy i gorsie oblał tym pachnącym spirytusem, co bynajmniej nie psuło dobrej kompanii."
Jak relacjonuje kronikarz, najhuczniejsze bankiety wyprawiano począwszy od tłustego czwartku aż do Środy Popielcowej: "...często zaś bardzo rozszalawszy się, choć przy postnych potrawach, gwałcili szlachcice tańcami i pijatyką i Wstępną Środę, i Wstępny Czwartek, ledwo hamując się w swywoli w pierwszy piątek postny."
Bywało jednak, że i w Wielki Piątek "...tańcować nie śmieli, ale co pić, to bynajmniej nie przestawali, zalewając suchoty i postne potrawy rozmaitymi trunkami i niby spłukując z gardzielów tłustości mięsopustne."
Obecnie z przysłowiowego tłustego tygodnia pozostał nam tylko jeden dzień – czwartek. |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:39, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
Zwykło się uważać, że tłusty czwartek to nasza narodowa tradycja.
Owszem, poza katolickimi rejonami Niemiec prawie nigdzie nie obchodzi się tego święta w takim kształcie jak w Polsce.
Na zachodzie odpowiednikiem tłustego czwartku jest tzw. "Pancake Tuesday", czyli "Naleśnikowy Wtorek" przypadający na dzień przed Środą Popielcową oraz popularne na całym świecie obchody Madri Gras.
Pomimo różnych form jakie przybierają ostatnie dni karnawałowej rozpusty, ich geneza jest wspólna i niemal tak stara jak nasza cywilizacja.
Poczynając od greckich Dionizji a skończywszy na rzymskich Saturnaliach, okres pomiędzy końcem grudnia a początkiem marca wypełniony był przebieranymi orgiami i festiwalem obżarstwa.
Jakąś pozostałością po tamtych czasach był XVII-wieczny zwyczaj obwożenia po wsiach w tłusty czwartek chłopca lub lalki ucharakteryzowanej na boga wina Bachusa, zbierającego datki na dalszą biesiadę. A że na brak fantazji polska szlachta nie narzekała, bawiono się z większym rozmachem i o wiele dłużej niż dzisiaj. |
|
|
Zapuśnik |
Wysłany: Czw 10:37, 16 Lut 2012 Temat postu: W tłusty czwartek 100 milionów słodkości |
|
Według statystyk w sam tłusty czwartek w Polsce zjadamy ponad 100 milionów pączków.
Choć nasze uśrednione 2,5 sztuki na osobę to sporo, w porównaniu ze swawolami kulinarnymi XVIII-wiecznych rodaków wypadamy mizernie.
Być może jedyne, w czym moglibyśmy konkurować, to jedzenie na czas.
W tłusty czwartek od Przasnysza do Krakowa organizuje się bowiem zawody w wyczynowym pochłanianiu pączków. Pomimo próśb żony – Marek, nie jedz już więcej bo się pochorujesz – obecny rekordzista dobił do imponującej liczby 12 w pięć minut.
Czy podobne zabawy organizowano w polskich karczmach i na dworach trzysta lat temu?
A może są obyczaje, które odeszły w niepamięć i warto do nich powrócić? |
|
|